Co za dzień! Przecież miałem tylko złapać chwilę oddechu w karczmie przed jutrzejszymi lekcjami – myślisz, gdy wracasz do domu przez las. W oddali migotają wesoło światła dworu. Każde okno rozjarzone jest ciepłą barwą zapalonej świecy. – Do licha z nimi! – Plujesz przez lewe ramię. Coś szeleści w krzakach. Wychodzi z nich stara kobieta. Łypie na ciebie jedynym okiem.
– Eeee, to znowu ty. Ciebie, nędzna ludzka kreaturo, to już nic dobrego w życiu nie spotka. Ale tamci, o których myślisz… muszę się im lepiej przyjrzeć – oblizała pomarszczone wargi i zaczęła się iść w stronę dworu zamieszkałego przez Czartkowskich. Na coraz mniejszym, chudym ciele powiewały poszarpane resztki zbutwiałej sukni.