– Nic nie trwa wiecznie – mówisz do kompana, który siedzi z tobą na tej samej ławie w karczmie. Stukacie się kieliszkami. 

– Za naszego dziada tak było, i za naszych czasów tak jest, nie ma rady na pańszczyznę i insze gwałty nam zadawane. Lepiej sobie żonę znajdź i dzieci dorób. Pamiętasz, jak twój ojciec skargę złożył? Nie dość, że ekonomów wolno puścili, to rodzic twój trzydzieści zlotych zapłacić musiał, naganę za nieposłuszeństwo dostał, a w łóżku dwa miesiące spędził chory. Taki nasz bydlęcy los. Wola pana nam wymiar pańszczyzny wyznacza, a nie żadne tam prawa. Sam widzisz, że Czartkowski sprytny, wdowy i sieroty pod komorników podciąga i robociznę zwiększa. Z listami nam nakazuje daleko się wyprawiać. 

Nagle słyszysz krzyki za oknem.

Skip to content